Modnie i Zdrowo

Kolczyki – znak rozpoznawczy Klaudii

17 października 2016 | Jaromir Kwiatkowski

Fot. Tadeusz Poźniak

Klaudia Kwiatkowska z Krzemienicy k. Łańcuta (zbieżność nazwisk z autorem tekstu przypadkowa) wita mnie z okazałymi kolczykami własnej roboty w uszach. Piękna ozdoba pięknej dziewczyny. – Ktoś mi ostatnio napisał, że kolczyki to mój znak rozpoznawczy. Potwierdzam to. Bez kolczyków czuję się jakby trochę taka… nieubrana. Ja plus kolczyki stanowimy całość – śmieje się Klaudia. Ma ich w domu około… 200 par. Prawie wszystkie wykonała ręcznie sama.

Kolczyki, które akurat w tym dniu założyła, rzeczywiście przykuwają uwagę. Okazuje się, że powstały do sukienki, którą dla Klaudii uszyła jej przyjaciółka Magda, bardzo utalentowana osoba. – Sukienka miała kobaltowy kolor, więc od razu wiedziałam, jak te kolczyki powinny wyglądać. Można rzec, że „miałam je w głowie”, nie musiałam ich rysować na papierze – podkreśla.

Ozdobami „obwieszała się” od zawsze

Klaudia jest z wykształcenia pedagogiem, a z zamiłowania plastykiem. Zawodowo zajmuje się prowadzeniem szkoleń z rękodzieła artystycznego, przede wszystkim dla młodzieży i osób niepełnosprawnych. Projektowanie i wykonywanie kolczyków traktuje hobbystycznie. To zresztą nie jedyna dziedzina twórczości plastycznej, którą się zajmuje: odnawia stoły, szlifuje drewno, maluje. Jak więc widać, praca zawodowa i hobby Klaudii nie są od siebie aż tak odległe.

Ciągoty do tego typu twórczości miała od dziecka. – Pamiętam swoje pierwsze kolczyki, które zrobiłam jeszcze w szkole podstawowej. Poprosiłam mojego tatę, żeby mi do starych sztyftów przylutował guziki z kryształkiem – opowiada. I dodaje: – Zawsze pociągały mnie zajęcia manualne. Trochę talentu plastycznego otrzymałam po mamie.

Kolczyki Klaudii Kwiatkowskiej, fot. Tadeusz Poźniak

Kolczyki Klaudii Kwiatkowskiej, fot. Tadeusz Poźniak

Ostatnio koleżanka Klaudii ze szkoły średniej przypomniała jej, że od zawsze „obwieszała się” ozdobami, które sama wykonała, np. wisiorkami z masy solnej. Jednak nie wydawały się jej wtedy niczym szczególnym.

– Kiedy urodziła się moja pierwsza córka (a mam dwie: 11- i 7-letnią) i zostałam z nią w domu, to musiałam czymś – oprócz dziecka – zająć ręce, żeby – jak to mówią młode mamy – „nie zwariować” – śmieje się Klaudia. – Robiłam więc kolczyki.  Zaczęłam od prostych, składanych, ale później szukałam już informacji o innych, bardziej skomplikowanych technikach.

Sutasz, czyli zszywanie sznurków

Jej ulubiona technika to sutasz. Ta egzotyczna nazwa pochodzi od francuskiego słowa „soutache”, oznaczającego splot lub warkocz. Polega ona na zszywaniu sznurków ze sobą za pomocą igły i nitki (o dopasowanym do sznurków kolorze) lub specjalnej nici monofilowej, bardzo cienkiej i prawie niewidocznej. 

Pierwszą znaną „sutaszystką” biżuterii jest Doris Csengeri z Izraela. Jej biżuteryjne dzieła sztuki znane są na całym świecie – od Nowego Jorku po Tokio. Artystka współpracuje z firmą Swarovski, dla której projektuje biżuterię, ale ma także swoje autorskie galerie w Barcelonie, Nowym Jorku, Tokio i Mediolanie.

– Kiedy w jednej z gazet zobaczyłam jej dzieła, bardzo długo kombinowałam, w jaki sposób zrobić podobne – opowiada Klaudia. – Oczywiście, nie chciałam ich kopiować, ale intrygowało mnie, jak one są zrobione. Zajęło mi to trzy lata, aby znaleźć odpowiednie materiały i zrobić z nich takie kolczyki, które by mi się podobały. Pierwsze moje kolczyki „sutaszowe” to były totalne gnioty. Gdzieś tam w domu je mam, ale nie noszę, bo trochę byłoby mi wstyd – śmieje się.

Klaudia czasami rysuje projekt kolczyków, a czasami po prostu siada i szyje. – Kiedy mam wenę, to mogę szyć bez rysunku. A kiedy weny nie ma, to nawet rysunek nie pomoże – podkreśla. I dodaje: – Wszystkie te malutkie sznurki zszywam monofilową nicią, potem dodatkowo podklejam i wykańczam od spodu skórą naturalną.

Biżuteria Klaudii Kwiatkowskiej, fot. Tadeusz Poźniak

Biżuteria Klaudii Kwiatkowskiej, fot. Tadeusz Poźniak

Sutasz to nie jedyna technika, którą stosuje Klaudia. Wykonuje także kolczyki z filcu, modeliny, koralików itd. Kolczyk bowiem to kombinacja różnych materiałów. Proces twórczy polega na przemyśleniu, jak je wszystkie połączyć, by poprzez taki wyrób emanowały piękno i harmonia.

Kryształki Swarovskiego i krzemień pasiasty

Klaudia do stosowanych rozwiązań plastycznych dochodzi najczęściej sama, metodą prób i błędów, inspirując się filmikami i tutorialami, które można znaleźć w Internecie. Mocno jednak podkreśla, że to tylko inspiracja, a nie kopiowanie, któremu jest przeciwna.

Pytam, jakie materiały stosuje najczęściej i najchętniej. Klaudia odpowiada, że szkło. I że do sutaszu w ogóle nie używa plastiku, bo uważa, iż byłaby to profanacja wyrobu. – Kolczyk z założenia musi być wyrobem estetycznym, na wysokim poziomie. Plastik się do tego nie nadaje, a poza tym szybko się niszczy – tłumaczy.

Do ozdabiania swoich kolczyków chętnie używa kryształków Swarovskiego, taśm sztrasowych (malutkie kryształki ułożone w taśmy). – Dużo błysku i połysku jest wskazane – śmieje się. I dodaje: – Choć można też pójść w minerały, ale jest to bardziej kosztowne.

Jej ulubionym kamieniem jest krzemień pasiasty, który na całym świecie występuje jedynie w jednym miejscu: na Wyżynie Sandomierskiej. – Kiedyś pojechaliśmy z mężem do Kazimierza Dolnego, by świętować rocznicę ślubu – opowiada Klaudia. – Kupiłam tam wtedy dwa piękne plastry krzemienia. Zrobiłam z nich dla siebie parę kolczyków, co było dla mnie dużym wyzwaniem, bo kształt kamienia utrudniał pracę.

Do dziś, choć zdobycie materiałów do ozdabiania kolczyków nie stanowi takiego problemu jak jeszcze 10 czy 15 lat temu, najbardziej lubi odcinać lub odpruwać szklane elementy, koraliki itd. ze staromodnych butów, bluzek i swetrów. – Już wtedy oczyma wyobraźni widzę kolczyki, które z nich wykonam – śmieje się Klaudia.

Codziennie mieć na sobie coś ładnego

Okazuje się, że ręczne wykonywanie kolczyków to robota żmudna i czasochłonna. Pytam, ile czasu zajęło Klaudii „hand made” kolczyków, które akurat ma na sobie. Odpowiada, że robiła je przez tydzień po kilka godzin dziennie. Dodatkowa trudność jest taka, że nie da się pracować nad nimi wieczorami, bo cieniutka nić jakby wtedy „znika”. Trzeba więc szyć wyłącznie w dobrym, dziennym świetle.

Kiedyś jej „pracownią” było pudełeczko z materiałami trzymane pod fotelem, które wyciągała, gdy chciała popracować nad kolejną parą kolczyków. Dziś już ma swoją prawdziwą pracownię – osobny pokój, „zawalony” mnóstwem materiałów, w którym maluje i szyje. Lecz np. cięcie czy szlifowanie drewna (to te inne dziedziny jej plastycznej aktywności) wykonuje już poza domem.

Dużym wyzwaniem jest to, że skoro jest to para kolczyków, to drugi kolczyk musi być identyczny jak pierwszy; symetryczny. Tu może pomóc jedynie doświadczenie wynikające z praktyki: im więcej się szyje, tym łatwiej wykonać identyczną parę.

Klaudia twierdzi, że poprzez taki wyrób można wyrazić siebie, to co się nosi w sercu. Jej kolczyki są bardzo kobiece, błyszczące, pełne piękna, koloru, radości i harmonii. I to właśnie chciałaby przekazać kobietom, które będą je nosić.

Uważa, że jej kolczyki, choć bardzo zdobne i kolorowe, są przeznaczone do noszenia nie tylko od święta, ale i na co dzień. Bo – jak mówi –  „każdy dzień jest super okazją, żeby mieć na sobie coś ładnego”.

Nie liczyła, ile par kolczyków w życiu zrobiła. W domu ma, jak szacuje, ok. 200 par. -Rzucam je w różnych miejscach, a mąż tylko chodzi i zbiera – śmieje się.

Kolczyki od Klaudii Kwiatkowskiej, fot. T. Poźniak

Kolczyki od Klaudii Kwiatkowskiej, fot. T. Poźniak

Robi kolczyki także na zamówienie znajomych, czasami daje je komuś w prezencie. Bardzo się cieszy, gdy widzi, że obdarowanej osobie bardzo się one podobają. Ale podkreśla, że w pierwszej kolejności muszą się one podobać jej jako autorce.

Choć, z drugiej strony, wspomina, że bardzo ucieszyła ją sytuacja sprzed kilku lat, kiedy osoba bliska dziewczynie, której podarowała parę kolczyków, prosiła ją, by zrobiła identyczny kolczyk, gdyż ta dziewczyna jeden z nich zgubiła i bardzo cierpi z tego powodu, bo to była jej ukochana para. – Wspominam to z uśmiechem, bo to miłe wiedzieć, że moje kolczyki miały dla kogoś tak dużą wartość – podkreśla Klaudia.

Chciałabym pracować w srebrze

Nie myśli o tym, by otworzyć działalność gospodarczą. Głównie dlatego, że obawia się, czy obrót byłby tak duży, by opłacić z niego wszystkie składki.

Powód tych obaw? Rynek „zepsuty” przez chińskie badziewie. – Ci, którzy wykonują ręcznie kolczyki na sprzedaż, często słyszą pytania, dlaczego są one tak drogie, skoro podobne, chińskie, można kupić już za 2 złote – opowiada Klaudia. – Śmieszą mnie takie głosy, bo to jest trochę tak jakby chcieć porównać malucha z mercedesem. Myślę, że tak mogą mówić tylko osoby, które same nic nie zrobiły. A wartość rzeczy poznaje się dopiero wtedy, gdy się samemu ją wykona, a więc wie się, ile czasu to zajęło i ile serca trzeba było włożyć, by coś takiego powstało.

Pytam, nad jakimi kolczykami obecnie pracuje. Okazuje się, że następna para będzie w miodowych kolorach i złocie, ale nie ma jeszcze skompletowanych wszystkich materiałów. – Nie jestem w stanie kupować wszystkiego, bo budżet mam ograniczony – przyznaje Klaudia. – Kiedy już coś kupuję, to wybieram tylko to, co konkretnie muszę użyć do wyrobu.

Artystyczne marzenia? Okazuje się, że… nie są związane z kolczykami. – Moim marzeniem jest pracować w srebrze i robić to w sposób profesjonalny – zdradza Klaudia. – Myślałam już, by wyposażyć pracownię w profesjonalne narzędzia do lutowania i wytopu srebra. To wszystko jeszcze przede mną.