Na ślub zaplotę na głowie afrykańskie warkoczyki
21 października 2016 |Magdalena Małnowicz, specjalistka od nietuzinkowych fryzur, wykonała już kilometry afrykańskich warkoczyków. Za granicą podglądała, jak robią je murzynki, a potem trenowała na swojej głowie i efekty pokazywała na blogu Warkoczyki Rzeszów. Wzbudziły taki zachwyt, że pojawiło się mnóstwo chętnych do poddania się fryzjerskim zabiegom Magdy. Zaczęła więc je zaplatać innym. – To fryzura, która może być dziełem sztuki – mówi.
– Odkąd pamiętam mój świat obraca się wokół włosów – uśmiecha się Magdalena Małnowicz. – Jako mała dziewczynka marzyłam, by zostać fryzjerką. Na włosach mamy uczyłam się zaplatać pierwsze warkocze, później kombinowałam na sobie, a kiedy tato zauważył początki mojego włosomaniactwa zamontował w łazience lutro z przodu i na drzwiach, żebym mogła widzieć, co robię. Rzadko kiedy szłam do szkoły w jednej fryzurze. Jak nie ślimaki, to francuzy czy loki z papilotów. Testowałam z flamastrami, brokatem na choinkę i innymi cudami. Szkoda, że wtedy nie miałam smartfona.
Wiedziała, że pójdzie do fryzjerskiego technikum. Jeszcze zanim przekroczyła jego próg, połknęła warkoczykowego bakcyla. – Tuż przed pierwszą klasą pojechałam na Światowe Dniach Młodzieży w Kolonii w Niemczech z zespołem, w którym wówczas grałam – wspomina. – Na naszym polu namiotowym mieszkała taka rodzinka Afroamerykanów z Trinidad i Tobago. Była tam Amanda i jej warkoczyki. „Muszę takie mieć”, pomyślałam. Już w drodze powrotnej zaplatałam cienkie warkoczyki z moich naturalnych włosów, w domu kombinowałam z włóczką i sznurówkami i w końcu uzbierałam z kieszonkowego na dwie paczki włosów syntetycznych i koszty przesyłki. I tak, założone metodą prób i błędów, miałam na głowie moje pierwsze czarno-granatowe warkocze.
W tamte pierwsze warkoczyki zaangażowała koleżanki z klasy i panią instruktor od praktyk. – Dziewczyny plotły mi warkocze w ramach zajęć – opowiada Magda. – To jednak dalej nie było to, bo warkoczyki nie trzymały się tyle, ile powinny, według mojej wiedzy z Internetu.
Trenowała więc dalej. Na początku zaplatała warkoczyki wyłącznie koleżankom. – Mam nawet takie, które właśnie na warkoczyki podrywały swoich obecnych mężów – zdradza mistrzyni warkoczyków. – Moje też cieszyły się zawsze nie lada powodzeniem, ponieważ w Rzeszowie mało kto takie nosił. Kombinowałam z kolorami i dodatkami: fiolety, żółcie, czerwienie… Założyłam fanpage i miał on służyć jako blog, na który wrzucałabym tylko moje zdjęcia. Długi czas lubiłam go tylko ja… i nie sądziłam, że to się zamieni w funpage reklamowy.
Podglądanie murzynek
Podczas studiów na chwilę przestała zaplatać warkoczyki i pozwoliła rosnąć swoim lokom. – Od czasu do czasu pojawiały się jakieś pytania i prośby o spełnianie marzeń, więc zgadzałam się, jednak wciąż zdawałam sobie sprawę, że nie robię tego dobrze – przyznaje.
Dlaczego? Odkryła podczas podróży. Na ostatnim roku studiów wyjechała na Erasmusa do Genui.
– Niedaleko portu jest dzielnica, gdzie mieszkają sami emigranci. Biali ludzie, szczególnie kobiety w blond włosach powinny trzymać się od niej z daleka. Do dziś, kiedy wypowiadam sławne „Via di Pre”, przechodzi mnie dreszcz. Jednak moja ciekawość była silniejsza, a adrenalina, która mi towarzyszyła podczas tych spacerów jest nie do opisania. Pchała mnie tam myśl o warkoczykach i o tych wszystkich murzynkach, które je plotą całymi dniami. Brałam głęboki wdech i szybko szłam. W niektórych salonach, gdzie widziałam, że ktoś siedzi na fotelu, zatrzymywałam się i zerkałam przez witryny sklepowe, aż w końcu odważyłam się rozpocząć dialog: „Possoguardare?” (mogę popatrzeć). „Certo” (oczywiście). I wtedy wszystko stało się jasne. Dostrzegłam, że splot przy głowie to nie taki zwykły 2 do 1, tylko zaawansowana sztuka, która nie pozwoli, żeby warkoczyki się zsuwały. Wyciągnęłam z portfela kilka euro, kupiłam paczki włosów i pobiegłam ćwiczyć na grzywce.
Wróciła do Polski i chodziła w warkoczykach coraz częściej. Była ich żywą reklamą, a to że obraca się w różnych społecznościach pozwoliło jej na dotarcie do szerokiego grona odbiorców. Zaczęły się pojawiać kolejne lajki na stronie, na mieście pytano „Kto to zrobił?” – Odpowiedź była prosta – Warkoczyki Rzeszów. To właśnie wystarczyło wpisać w Google, żeby mnie odnaleźć i w ten sposób zaczęłam pleść coraz częściej, aż musiałam zorganizować sobie pomoc – opowiada Magda.
Dziś nie jest w stanie zliczyć, ile dziewczyn nosiło jej warkoczyki. Nie wszystko jest udokumentowane.
Kto chce mieć warkoczyki?
Trudno określić jakąś jedną grupę. Przychodzą nastolatki, najczęściej na wakacjach, które czują, że będą się w nich dobrze czuć, studentki, które chcą czegoś nowego i dziewczyny, których warkoczyki były odwiecznym marzeniem, a także matki, potrzebujące odskoczni od codzienności. Ta fryzura nęco także osoby, które mają trudne w utrzymaniu włosy.
– Była też u mnie dziewczyna po sterydoterapii, której niedawno zaczęły odrastać włosy i sama przyznała, że warkoczyki dodają uśmiechu na twarzy i sprawiają, że czuje się pewniej w walce z chorobą – opowiada twórczyni Warkoczyków Rzeszów. – Była również taka, która po przygodach w jednym z salonów w Rzeszowie miała pół włosów do pasa, a pół do ramion i chciała to jakoś ukryć.
Ale przychodzą nie tylko kobiety. Również panowie. Klienci są z Rzeszowa, a także przyjeżdżają z Bieszczadów, z Przemyśla, z Zamościa, nawet z Warszawy, bo „w stolicy nie było terminów”.
„Warkoczykowe” plusy i minusy
Jak każda fryzura, afrykańskie warkoczyki mają swoje plusy i minusy. – Ci którzy nie nosili warkoczyków na pewno widzą tylko ich negatywne strony – domyśla się Magda. – Dla mnie i wielu innych kobiet, warkoczyki są jednak uniwersalną fryzurą, która nawet poplątana wygląda dobrze. Warkoczyki to przede wszystkim wygoda. Dla takiej kobiety, jak ja, która ma własną działalność gospodarczą, przy tym kręcone włosy, warkoczyki to czas, który zamiast na ugniatanie loków może poświęcić na sen. W lecie z warkoczykami jest dużo chłodniej, niż z naturalnymi włosami. Są świetną alternatywą dla dreadów i sprawdzają się w podróży, pozwalając poświęcić czas na zwiedzanie, zamiast układanie włosów, które i tak zaraz zepsuje wiatr, deszcz, czy morskie fale. Warkoczyki zawsze wyglądają świetnie i uwielbiają się fotografować.
Nie takie łatwe uplatanie
Niektórym może się wydawać, że wykonanie afrykańskich warkoczyków to nic trudnego. Ale to praca męcząca i wymagająca umiejętności.
– Podczas plecenia warkoczyków, trzeba przez 6-8 godz. ciągle stać na nogach i operować paluszkami – uświadamia Magda. – Najważniejszą cechą osoby, która zaplata warkoczyki i osoby, której się je wykonuje powinna być cierpliwość. Nie jest łatwe dla żadnej ze stron.
Z włosów własnych i syntetycznych
Nie musisz mieć włosów do pasa, by cieszyć się setka warkoczyków na głowie. Od czego są włosy syntetyczne?!
– Naturalne włosy powinny mieć 8-10 cm długości – tłumaczy Magda. – Nie polecam zakładania całej głowy dzieciom, ponieważ to jednak jest dodatkowy ciężar. Jeśli ktoś ma wrażliwą skórę głowy, można dostać zapalenia mieszków włosowych, jednak na nie też mamy swój sprawdzony sposób i objawy przechodzą po 3 dniach. Przez pierwsze dwie noce skóra włosów boli, jednak szybko się przyzwyczaja. To tak, jakby położyć się spać w mocnym kucyku, rano skóra boli, gdy się je rozpuści.
Z pielęgnacją nie ma większych problemów. Myjemy jak włosy, jedynie rzadziej i najlepiej rozcieńczonym szamponem. Warkoczyki są doskonałe dla osób, które przyzwyczaiły włosy do częstego mycia, w warkoczykach się odzwyczają od tego beznadziejnego nawyku.
W trakcie noszenia afrykańskich warkoczyków dobrze jest pić pokrzywę, żeby niwelować skutki uboczne ciężaru i wzmacniać cebulki.
Fryzura utrzymuje się przez 2-3 miesiące. W tym czasie włosów nie prostujemy, nie suszymy, nie farbujemy. Włosy po warkoczykach są nawilżone własnym sebum. To dla nich korzystne.
– Wprawdzie po ściągnięciu zaskakuje ilość włosów, które wypadły, ale dzieje się tak dlatego, że włosy wypadają nam codziennie, każdego dnia tracimy około 100, są na poduszce, w szczotce, w dywanie, natomiast te w warkoczyku nie mają gdzie wypaść – tłumaczy Magda. – Po ściągnięciu warkoczyków włosy potrzebują około tygodnia, żeby dojść do siebie. Ja zawsze nakładam dużo olei i mocnych masek i nikt nie może uwierzyć, że dopiero co ściągnęłam warkoczyki.
Warkoczykowe mody
W warkoczykach od mody ważniejsze są osobiste upodobania.
– W Polsce i tak jest ograniczona ilość włosów syntetycznych pod względem kolorystyki, przekroju itp. – podkreśla Magda. – Niektórzy wolą klasyczne kolory w ich naturalnym kolorze włosów. Inni szalone ombre lub gdzieniegdzie kolorowe akcenty. W warkoczykach można chodzić na co dzień, jak i zapleść je na specjalną okazję, coraz częściej cieszą się powodzeniem na weselach. Ja często odbieram komplementy, gdy zaplatam autorskiego koka: „Czy Pani wie, że na głowie ma Pani dzieło sztuki?” Wiem! I w takiej fryzurze planuję stanąć na ślubnym kobiercu.