Modnie i Zdrowo

Jak sprawdzić przebieg samochodu i jego historię przed zakupem

31 marca 2017 | Janusz Pawlak

Tylko w minionym roku na polskich drogach pojawiło się około miliona aut używanych, sprowadzonych z Europy Zachodniej. Wynik wręcz imponujący. Szkoda tylko, iż były to w zdecydowanej większości starocie na czterech kołach. W tej rzece używek nie brakowało aut, na których polscy nabywcy bardzo szybko się zawiedli, bo padli ofiarą oszustów. Samochód zepsuł się np. po kilku dniach eksploatacji, stan licznika nie odzwierciedlał rzeczywistej liczby przejechanych kilometrów, silnik wbrew zapewnieniom pali jak smok itd. itp. Najgorzej, gdy dobrze kupioną używkę zarekwirowała policja, bo pojazd okazał się kradziony!

Co zrobić, by ustrzec się przykrych niespodzianek przy zakupie samochodów używanych? Oto nasze podpowiedzi, dzięki którym możemy zminimalizować ryzyko popełnienia błędu.

Czerwona lampka

– Pamiętajmy, przymierzając się do zakupu samochodu, iż nie ma cudownych okazji – mówi pracownik jednego z rzeszowskich komisów samochodowych. – W dzisiejszych czasach handlem autami, także na Zachodzie, zajmują się wyspecjalizowane firmy prowadzone np. przez Turków czy Polaków. Tak zwany przeciętny Niemiec czy Holender tym się nie trudni. Nauczył się, że zarobi na swoim używanym volkswagenie lub audi, gdy skorzysta z pośrednictwa wspomnianego Turka. – Czerwona lampka winna nam się więc zawsze zapalić w głowie, gdy ktoś oferuje nam auto w podejrzanie niskiej cenie. Aby nie dać się wykorzystać, warto przeglądnąć w Internecie ceny aut oferowanych chociażby przez znane portale motoryzacyjne.

Rynek używek pełen oszustów

Niestety, nie mogą naszej czujności uśpić pokazywane, w jak największym porządku, „papiery” samochodu. Dzisiaj bez problemu są one podrabiane. Podobnie rzecz się ma z niektórymi elementami wyposażenia auta, na które zawsze zwracamy uwagę przy zakupie. Nie jest przecież problemem założenie nowych obić na fotelach, nowych wykładzin i dywaników na podłodze, czy też nowych okładzin na pedałach gazu lub hamulca.

Także stan licznika samochodu używanego to nie do końca wiarygodne źródło informacji o kupowanym pojeździe. Cofanie liczników stało się wręcz normalką. Elektronika tylko w tym pomaga. Przyglądając się licznikom wielu starszych aut, można pomyśleć, iż w Niemczech w ogóle nie wyjeżdżały z garaży…

Co możemy sami zrobić?

Sprawa jest stosunkowo prosta, jeśli mamy do czynienia z pojazdem zarejestrowanym już w Polsce. Przed podpisaniem umowy kupna samochodu, aby uniknąć przykrych niespodzianek, warto przeglądnąć informacje o interesującym nas pojeździe na stronie Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (www.historiapojazdu.gov.pl). Mając numer rejestracyjny pojazdu, datę jego pierwszej rejestracji i numer VIN, otrzymamy wszystkie dane na temat pojazdu zarejestrowanego na terenie naszego kraju. Będą to informacje m.in. o ilości przejechanych kilometrów, liczbie poprzednich właścicieli, badaniach technicznych, opłaceniu polisy OC, czy pojazd nie został skradziony.

Zaczynają się schody

Aby zdobyć wiedzę o aucie, które zamierzamy kupić, możemy odwiedzić autoryzowany serwis danej marki – z dowodem rejestracyjnym aktualnego właściciela. Autoryzowane serwisy są w jednej sieci. Najczęściej poszczególne AS są z sobą połączone informatycznie. Dane o dokonywanych przeglądach i naprawach są skrzętnie gromadzone. Budują historię serwisową pojazdu.

– Jeśli wiemy, że nasz wóz będziemy chcieli kiedyś sprzedać, warto dołożyć kilkadziesiąt, kilkaset złotych i np. wymianę oleju przeprowadzić w autoryzowanym serwisie – radzi pracownik jednego z rzeszowskich komisów samochodowych. – Fakt wymiany oleju będzie odnotowany w historii naszego samochodu, zostanie też odnotowany stan licznika, co przyczyni się do podniesienia jego wartości rezydualnej.

Aby nie było nam zbyt łatwo, nie wszystkie marki samochodów w takim samym stopniu gromadzą w autoryzowanych stacjach informacje o odwiedzających je pojazdach. Niektóre marki zainteresowane są tylko danymi fabrycznymi umożliwiającymi dobranie części zamiennych. I, idąc dalej, część marek ma dostęp do informacji gromadzonych tylko przez krajowe warsztaty. Najbogatsi mogą się pochwalić zbiorem informacji z całej Europy. I to już jest coś.

Czasem informacji o aucie, które chcemy kupić, nie ma w autoryzowanej stacji serwisowej konkretnego dealera, bo samochód był wozem flotowym. Takie właśnie pojazdy serwisowane są na podstawie oddzielnych umów pomiędzy właścicielem floty a siecią warsztatów. Nie wszystkie informacje o pobycie samochodu w serwisie są wtedy zawarte w jego historii.

Dobre narzędzie

W poszukiwaniu prawdy o pojeździe, który zamierzamy kupić, pomogą nam także internetowe dekodery nadwozia (VIN). Dzięki temu bardzo prostemu w obsłudze narzędziu możemy otrzymać wiedzę, jak wyglądało nasze auto, gdy opuszczało fabrykę, jakie miało oryginalne wyposażenie, czy czasem nie jest poskładanym w złodziejskiej dziupli podejrzanym egzemplarzem wymarzonego przez nas wozu. Szanujące się marki dostarczają tych informacji bardzo dużo. Włącznie z datą i miejscem, gdzie auto zostało pierwszy raz zakupione. I muszę tu przywołać historię, którą opowiadał mi swego czasu kolekcjoner starych pojazdów. Stał się kiedyś właścicielem BMW, wyprodukowanego w końcówce lat 30. XX wieku. Auto, po wojennych, frontowych perypetiach, trafiło w jego ręce. Po wyremontowaniu silnika, nadwozia, zabrakło mu tylko wojłokowego, składanego dachu. Tego nie mógł w Polsce dorobić. Napisał do BMW. Dach otrzymał. A jakże. Dowiedział się przy okazji, jakie były dzieje samochodu przed II wojną światową. Nic dodać, nic ująć.

Zapłacisz – będziesz wiedział

Nie brakuje w naszym kraju amatorów aut używanych sprowadzanych z USA. I w tym przypadku zdobycie wiedzy o oferowanym nam pojeździe nie nastręcza problemów. W Stanach bardzo wiele firm zbiera informacje o pojazdach (a zwłaszcza towarzystwa ubezpieczeniowe, sądy, warsztaty). Wystarczy skorzystać z internetowej bazy danych np. firmy Carfax. W jej zasobach są informacje m.in. o wypadkach, w których auto brało udział, przebiegu w chwili zdarzenia, o wybuchu poduszek powietrznych, o poprzednich właścicielach, wezwaniach producenta do autoryzowanych stacji serwisowych celem usunięcia fabrycznej usterki.

Ale uwaga! Za informację, czy serwis dysponuje danymi na temat wybranego przez nas pojazdu, nie zapłacimy nic. Za specjalnie przygotowany, szczegółowy raport o naszym pojeździe, zapłacimy kilkadziesiąt złotych, w przeliczeniu na złotówki. Taniej jest też kupić raporty hurtem, np. 10 VIN-ów. Każda wydana złotówka będzie w tym przypadku dobrą inwestycją, bo – jak można wyczytać na stronie Carfax – 60 proc. aut z USA oferowanych w Europie ma za sobą różne zdarzenia, włącznie ze skasowaniem i odtworzeniem na ich podstawie nowego wozu.